Bóg się rodzi - kapelan policji

Idź do spisu treści

Menu główne:

Bóg się rodzi

Przy kominku
 

Grudzień już. Święta blisko. Te najpiękniejsze. Jeszcze parę dni i jak co roku jechać będzie trzeba do niewielkiej leśniczówki, by wybrać małą, zgrabną sosenkę z rutynowych przecinek, by weszła w dom i budziła myśli, dobre myśli o życiu – strojne myśli, jak ona...
Ciepło Świąt Bożego Narodzenia zastanawia i fascynuje. Kto wie czy nie dlatego, że stanowi kontrast wobec aury – szybkiego zmierzchu, niskich temperatur, upragnionej w te dni bieli śniegu...
Przede wszystkim jednak ciepła, gorąca i tchnąca nadzieją jest treść tych dni. One żyją wielką tajemnicą pobożności: Bóg objawił się w ciele – Święty wszedł między grzeszników, a nad miejscem jego narodzenia rozbłysła wielkiej jasności gwiazda...
W naszym pragnieniu śnieżnej bieli pól, oszronienia nagich gałęzi drzew, zasłoniętego bielą świata – brudnego, zapylonego świata, któremu biały całun dobrze robi, a nam pozwala na chwilę wytchnienia – odzywa się, może podświadome, pragnienie ładu, porządku, czystości życia...
Powiadamy: rodzinne święta, a jest w tym tęsknota podobna jak za bielą pól... Przede wszystkim do bycia razem, co może nie często się zdarza. Razem przy stole rano, w południe i wieczór, i tak przez cały dzień... Razem w śpiewaniu kolęd w domu, w kościele...
To są rzeczy, które wiążą, spajają i scalają. Może na nowo pozwalają się odnaleźć, a może po prostu odbudować siły do kolejnych etapów tak powszedniego biegu w naszych osobnych światach zaangażowań zawodowych, szkolnych, uczelnianych, społecznych...
Palce po klawiaturze pobiegły daleko, może zbyt daleko, bo przecież jest służba i ktoś musi strzec świątecznych dni, by były czasem spokoju, wytchnienia, radości... Ale pośród służb i dyżurów jest miejsce, by stanąć przy sobie blisko, przełamać opłatek, wymienić słowa życzeń, zanucić o cichej nocy, i rozbrzmieć mocnymi tony koronacyjnego poloneza królów polskich w kolędzie Franciszka Karpińskiego:

Bóg się rodzi, moc truchleje.
Pan niebiosów obnażony;
Ogień krzepnie, blask ciemnieje,
Ma granice Nieskończony.
Wzgardzony — okryty chwałą,
Śmiertelny — Król nad wiekami.
A Słowo ciałem się stało
I mieszkało między nami.

Cóż masz, niebo, nad ziemiany?
Bóg porzucił szczęście Swoje.
Wszedł pomiędzy lud kochany,
Dieląc z nim trudy i znoje.
Niemało cierpiał, nieło,
Żeśmy byli winni sami,
A Słowo ciałem się stało
I mieszkało między nami.

W nędznej szopie urodzony,
Żłób mu za koę dano;
Cóż jest, czym był otoczony?
Bydło, pasterze i siano.
Ubodzy, was to spotkało
Witać Go przed bogaczami,
A Słowo ciałem się stało
I mieszkało między nami.

Podnieś rękę, Boże Dziecię,
Błogosław Ojczyznę miłą;
W dobrych radach, w dobrym bycie
Wspieraj siłę jej Swą siłą;
Dom nasz i majętność całą,
I wszystkie wioski z miastami,
A Słowo ciałem się stało
I mieszkało między nami.

Tego błogosławieństwa Bożej Dzieciny imieniem Jezus Chrystus niech nam nie braknie ani w domu, ani w służbie, ani w życiu.

Konik T., Przy kominku, Słowo nadziei 15-6/2004

 
Wróć do spisu treści | Wróć do menu głównego