Znowu sami - kapelan policji

Idź do spisu treści

Menu główne:

Znowu sami

Przy kominku
 

Słoneczny dzień, wczesne popołudnie na przełomie lata i jesieni. Postanawiam zajrzeć do przyjaciół. Właśnie skończyli obiad i siedzą przy lampce wielce interesującego wina. Niestety nie mogę dołączyć do biesiady – przyjechałem samochodem. Pozostaje zadowolić się wodą mineralną zza Olzy, a Czesi mają w tym zakresie dosyć dużo do zaoferowania.
Mamy dziwne święto – słyszę – jesteśmy znów tak jak na początku, sami we dwoje. Wtedy uświadamiam sobie, że ich syn faktycznie założył już rodzinę i mieszka w innym mieście, a córka rozpoczęła studia. Sam ją niedawno wiozłem na uczelnię w jakichś sprawach związanych z inauguracją roku.
Rozmowa idzie dalej w rozmaitych kierunkach dotyczących aktywności zawodowej, tego wszystkiego, co się po prostu składa na nasze życie, a ja parzę na tych dwoje – a znamy się już ponad trzydzieści lat – i zastanawiam się jak to jest, gdy dom opustoszeje z dzieci, zaś żona i mąż pozostają sami, we dwoje? Czy to jest druga młodość? - Nowy początek?
Na pewno nowa sytuacja, do której droga trwa z dwadzieścia parę lat, szmat czasu. Jak wygrać ten czas, by wśród bieżących spraw, zwykłych radości i kłopotów, czasem wydarzeń nadzwyczajnych, nie zmęczyć się sobą, nie oddalić, co więcej nie uświadomić sobie pustki, gdy element łączący i wiążący, jakim postrzegamy dzieci, po prostu wziął się i poszedł, w swoje własne małżeństwo, na studia i w zdobywanie świata, pozostawiając po sobie pustą przestrzeń, komunikacyjną lukę.
Więź, wzajemne trwanie przy sobie, tolerancja i stawianie pozytywów ponad negatywami, od których nikt przecież nie jest wolny, stają tu przed nami jako swoiste conditio sine qua non
/warunek, bez którego nie ma/ powodzenia w tym procesie, który kiedyś obrazowo ujęty został w słowo: „i będą dwoje jednym ciałem.”
Przyszłość jest celem i obietnicą, zdobywaniem i tym co samo przychodzi, co właśnie przyszło. Bo przyszłość potrafi stać się teraźniejszością w sposób całkowicie zaskakujący. Wcale też nie sztuka w tym, by nie dać się zaskoczyć, ale by przychodzące umieć przyjąć.
Najbardziej zaś otwartą, przyjmującą cechą, a może umiejętnością jest miłość. Właśnie dlatego o niej tyle mówimy, piszemy i też często jest naszym upragnieniem. Apostoł Paweł patrząc na życie otaczających go ludzi podejmuje to słowo dla najistotniejszych wskazań dobrych więzi, mówiąc, że jest większa nawet ponad wiarę i nadzieję... Patrząc zaś na małżeństwo podejmuje wskazanie: „Mężowie, miłujcie żony swoje, jak i Chrystus umiłował Kościół i wydał zań samego siebie, aby go uświęcić, oczyściwszy go kąpielą wodną przez Słowo, .... Żony bądźcie uległe mężom swoim...” I chociaż w tych zdaniach niejeden odczytuje podział ról, to nie o jego wydobycie tutaj chodzi, ale o mocne podkreślenie tych cech, czy też umiejętności: miłość, uległość.
Na ich opis może by trzeba wielu słów, nawet same się nasuwają: akceptacja, może nawet afirmacja, z pewnością uznanie... Jednak nie o wielosłowie idzie, lecz o wskazane przez przykład Jezusa Chrystusa oddanie, to pełne oddanie, by przy kimś trwać, dla kogoś być. Gdzie to następuje jest czym przyjmować tak codzienność, tę szarą i może zupełnie nie usłaną różami, jak i przychodzący „nowy początek”, godny tego, by go powitać także lampką przedniego wina.

Konik T., Przy kominku, Słowo nadziei 14-5/2004

 
Wróć do spisu treści | Wróć do menu głównego